Zwyczajowy długi majowy weekend, tego roku został brutalnie rozdarty na dwie części, trzema dniami pracy. Nie było innego wyjścia, trzeba było podzielić także i spływ. Więc go podzieliliśmy. Ze względu na niestabilną pogodę postanowiliśmy wybrać wodę niedaleko nas, żeby w razie wyjątkowo niesprzyjającej aury łatwo się posprzątać i bez większego żalu wrócić do domu. Wybór padł na Odrę a za miejsce startu obraliśmy Nową Sól.
I tak w piątek 25 kwietnia 2014r około godziny 17 obie nasze łódki były już zapakowane a dzielny rycerz Adahou wracał z kapcia po zabezpieczeniu samochodu w pobliskiej wiosce.
Minęliśmy Nową Sól, pogoda poprawiała się z minuty na minutę a i widoki coraz piękniejsze.
Łacha piachu, dobry widok na rzekę, dostatek opału i soczysta trawa :) Nic więcej nam nie trzeba.
Łacha piachu, dobry widok na rzekę, dostatek opału i soczysta trawa :) Nic więcej nam nie trzeba.
i koło godziny 9:30 jesteśmy gotowi do wyjścia w morze.
Po burzy ognisko i zabawa do upadłego :)
Godzina 7:64 a my już robimy śniadanie.
Optymizm: jeszcze jest na czym oko zawiesić, cieszmy się chwilą :)
Płynęliśmy tak jak lubimy, bez pośpiechu, dla przyjemności nie dla kilometrów. Pogoda dopisała, widoki były piękne a rzeka nadspodziewanie czysta.
Etap drugi 30 kwiecień 2014r.
Tu po 40 kilometrach rzeki skończyliśmy pierwszą część weekendu i zaczynamy następną.
Tu po 40 kilometrach rzeki skończyliśmy pierwszą część weekendu i zaczynamy następną.
Czekamy na drugą połowę ekipy, osadę Jętki.
Czas umila nam rzeka a wieczór zbliża się milowymi krokami.
Wreszcie są, ognisko, coś na ząb, na gardło i spać.
Rano 1 maja zrzuciliśmy łódki koło promu w Brodach. Oba samochody pojechały na metę, wróci jeden z dwoma kierowcami.
Prom w Brodach od rana pracowicie przewozi samochody przez Odrę pomimo święta.
Wszyscy w komplecie, ruszamy w kolejny rejs, pogoda jak widać nic nie urywa.
Ale z czasem robi się coraz lepiej. Do tego stopnia lepiej, że koło godziny 15 postanawiamy rozbić obóz na uroczej wysepce tuż przy brzegu.
Niski stan wody w rzece odsłania wiele pięknych łach świetnych na biwaki i na wylegiwanie się na piasku.
A wieczorem berek!
Drugi dzień maja od rana pogodą nas nie rozpieszcza, przed dziobem Krosno Odrzańskie.
Deszcz raz pada a raz leje, oziębiło się do tego stopnia, że rzeka zaczęła parować, trzymamy się jednak.
Ujście Nysy Łużyckiej, odtąd na lewym brzegu mieszkają Niemcy. Nie widać. Pewnie siedzą w domach i TV oglądają mimo, że przestało padać.
Trzeba przyznać, że wodowskaz mają elegancki.
Jako, że teraz płyniemy granicą to wypadało się oflagować.
Marnie z miejscami na biwak, zimno, mokro, 17:30, morale spada. Po bardzo męczącym dniu docieramy do łachy z piachu.
Jest łacha, jest flacha, dalej nie płyniemy. Flacha dźwiga morale.
Ognisko, kratka karkówki i coś do popicia przywraca nam wiarę w lepsze jutro. Morale odbudowane.
Trzeci maja, pogoda idzie na lepsze, zostajemy tu do jutra. Jest piach, są kamienie, jest opał, jest dobrze.
Starorzecze nieopodal.
Okolica naszego obozowiska w wieczornym słoneczku.
Słońce coraz niżej, nocka coraz bliżej.
Noc nie była za gorąca to i ranek rześki się obudził.
Czwarty maja, Sarniak przywitał nas skuty lodem.
Jętka uśmiecha się do wschodzącego słoneczka.
Stanowisko dowodzenia Sarniakiem czeka na przyjęcie sternika na pokład.
Szanowne Szlakowe podczas ostatnich ustaleń co będzie wolno sternikom :)
Ostatni dzień rejsu, przed nami zniszczony przez uciekających Niemców most we wsi Kłopot, po niemieckiej stronie leży Eisenhüttenstadt.
Widok w górę rzeki...
...a tam zaraz popłyniemy.
Kaffepause, oczywiście na niemieckiej stronie.
Nasz ci on czy nie nasz?
Kiedyś podobno był tu most, teraz wygodne miejsce do zakończenia spływu.
Tak oto dopłynęliśmy do miejscowości Urad pokonując 80km rzeki Odry.
Czas wracać do domów, ostatni popas w drodze
Zgodnie z przewidywaniami pogoda okazała się dynamiczna ale nie pogoniła nas do domów. Mieliśmy ciepło do opalania włącznie, oraz zimno aż do szczękania zębami. Deszcz nas zmoczył, ognisko wysuszyło, a wiaterek przewietrzył jak należy. Pięknych widoków oraz miejsc do biwakowania Odra nam nie poskąpiła.
Podobało nam się do tego stopnia, że wróciliśmy na nią z Bornholminką i przepłynęliśmy z niekłamaną przyjemnością kolejny kawałek. Ale o tym wkrótce..
Podobało nam się do tego stopnia, że wróciliśmy na nią z Bornholminką i przepłynęliśmy z niekłamaną przyjemnością kolejny kawałek. Ale o tym wkrótce..
Dziękuję za uwagę, komentarze mile widziane :)
OdpowiedzUsuńCo tu komentować jak wszystko jest ładne i piękne :)
OdpowiedzUsuńStanowisko dowodzenia świetnie sobie zrobiłeś.
Manatku powiedz mi coś na temat Jętki bo to taki sam szklak jak moja Gadzina - jak toto pływa i czy jest płasko czy okrągłodenne
Jak się tym steruje ???
Wrzuć kilka informacji na ten temat.
A ogólnie gratuluję udanego spływu. Może w przyszłym roku się w końcu na ten Konwaliowy wybierzemy :):):)
Pozdrowionka od Techów i niech się Blog pięknie rozwija.
Pięknie Manacie! Żebym ja potrafił takie piękne zdjątka trzaskać, to... Żabcia kochałaby mnie bardziej... W Twojej relacji odnajduję całą esencję naszych kontaktów z przyrodą.
OdpowiedzUsuńRopuch
Jętka ma płaskie dno i trzy kile, wymiary prawdopodobnie 539/83 cm, wysokość burty ok 35cm . Sam nie pływałem nią jeszcze, ale z tego co widzę to ani z prędkością, ani ze zwrotnością czy utrzymaniem kursu nie ma problemu.
OdpowiedzUsuńManaT